Lista aktualności Lista aktualności

Z gwoździem i drutem

O swojej miłości do lasu, z którym związana była od dziecka opowiada Maria Jachimowicz emerytowany leśniczy leśnictwa Małaszek.

Od dzieciństwa związana byłam z lasami Puszczy Białej, gdzie mój tata pracował jako sekretarz w ówczesnym Nadleśnictwie Długosiodło. Był to początek lat pięćdziesiątych, mieszkaliśmy w budynku nadleśnictwa. Na podwórzu rosły wysokie sosny, kilka z nich jest tam do dziś. Pierwsze wspomnienia z tego czasu to wspólne zabawy szyszkami i gałązkami sosnowymi z moją siostrą Teresą. Nasz dom rodzinny zawsze był otwarty dla gości, często pojawiali się u nas pracownicy nadleśnictwa, opowiadali o swoich problemach, dzielili się swymi radościami. W tamtym okresie ludzie byli bardziej otwarci na siebie nawzajem, znali się praktycznie wszyscy, byli jedną „leśną rodziną". Często zdarzało się, że tata pracował w biurze wieczorami, a także w niedziele. Mama była z tego powodu niezadowolona, ale my z siostrą bardzo lubiłyśmy gdy tata zabierał nas wieczorami do biura. Mogłyśmy wtedy uczyć się pisania na maszynie, liczenia na liczydłach, z domu przynosiłyśmy swoje kredki i zeszyty, a tata zawsze wyznaczał nam biurko przy, którym mogłyśmy usiąść. Nie wolno nam było szperać w szufladach, ani bawić się materiałami biurowymi, których w tamtych czasach bardzo brakowało.


Od najmłodszych lat dzieci angażowane były w życie domowe, miały swoje obowiązki zależne od wieku. Ja na początku opiekowałam się siostrą, później przyprowadzałam krowę z pastwiska, sprzątałam w domu, zmywałam naczynia. Ważnym obowiązkiem była również nauka. Mnie ciągle interesował las. Od rodziców wiem, że już jako małe dziecko uciekałam do lasu przysparzając im zmartwień.

Kończąc naukę w szkole podstawowej bardzo chciałam iść do Technikum Leśnego. Jednak rodzice, a zwłaszcza ojciec, byli przeciwni. Widząc mój upór tata zdecydował się zawieźć mnie do Białowieży. Na miejscu dowiedziałam się, że w Technikum mogą uczyć się wyłącznie chłopcy i nie ma możliwości przyjęcia mnie do szkoły. Byłam mocno zawiedziona. Zamiast do Technikum Leśnego poszłam do liceum, ale wciąż myślałam żeby pracować w leśnictwie. Po maturze chciałam studiować leśnictwo na SGGW w Warszawie – i tu znów pech – zachorowała moja mama, a ja musiałam zrezygnować ze studiów. Zaczęłam szukać pracy, w nadleśnictwie się nie udało, po wielu poszukiwaniach podjęłam pracę w tartaku – zajmowałam się zaopatrzeniem technicznym. Ciągle jednak odzywała się we mnie miłość do lasu. Przypadek sprawił, że w pociągu spotkałam kolegę z liceum – leśnika. To od niego dowiedziałam się o szkole leśnej dla mnie. Postanowiłam spróbować swoich sił. Ojciec znów był przeciwny, ale ja postawiłam na swoim i w tajemnicy pojechałam do szkoły w Porażynie. We wrześniu 1974 roku rozpoczęłam naukę, a już po dwóch latach zaczęłam pracować w leśnictwie.

Moja pierwsza praca w lesie to nadzór nad lasami niepaństwowymi. Nie podobało mi się podejście właścicieli lasów prywatnych, którzy często niszczyli drzewostany pozyskując najładniejsze przyszłościowe drzewa, bo akurat potrzebowali surowca na budowę. Z drugiej strony przewidziane były bardzo wysokie plany zalesień, które nie korespondowały z rzeczywistością.

Patrząc z perspektywy trzydziestu dwóch lat przepracowanych w lesie uważam, że miałam szczęście pracując tak jak wymarzyłam sobie w dzieciństwie

32 lata temu zaczęłam pracę w Lasach Państwowych, zostałam leśniczym. Było to wyzwanie o jakim marzyłam. Było trudno, bo w tamtych latach kobiety pracujące w terenie były rzadkością. Nieraz musiałam postawić się swoim kolegom leśniczym, którzy powoli zaczynali traktować mnie jak równorzędnego partnera. Swojego leśnictwa uczyłam się na piechotę lub rowerem, później jeździłam motorem. Musiałam bardzo dobrze zorganizować swoją pracę. Byłam przecież nie tylko leśniczym, ale też żoną i matką. Las uczył dyscypliny, kształtował odporność psychiczną i fizyczną. Przykładem prostej dziś pracy, która 30 lat temu wiązała się ze znacznym wysiłkiem była odbiórka drewna. Dziś już mało kto pamięta ciężkie metalowe numeratory, których nieodzownym wyposażeniem były łopatka do smarowania, czarna pasta z sadzy oraz gwoździe i drut. Ktoś może zapytać, do czego służą gwoździe i drut przy odbieraniu drewna? Numeratory stosowane w tamtych czasach miały zawleczkę, która często się gubiła, łamała i wtedy trzeba było sobie radzić gwoździem lub drutem. Dłużyce odbierało się posztucznie przy pniu. Numery trzeba było nabijać nie tylko na dłużycy, ale też na pniaku, bo każdy pniak bez cechówki i numeru traktowany był jako pokradzieżowy. Było to bardzo pracochłonne zajęcie. Po całym dniu takiej pracy zmęczona wracałam do domu, w którym czekał na mnie syn, a tu jeszcze trzeba było z brulionu zrobić wykaz odbiorczy. Na szczęście te czasy już się skończyły, podobnie jak ręczne sporządzanie wypłat dla pracowników, rozliczanie zużycia paliwa, pisanie kwitów wywozowych przez kalkę. Nie ma już pozyskania żywicy i karpiny, nie ma konnej zrywki w olsach, gdzie konie brnęły po brzuch w bagnie. Zniknęły z dróg sznury wozów konnych wożące drewno do tartaków lub składnic. Wielu rzeczy już nie ma, nie ma i tych starych „Gajusów", pełnych szacunku dla praw przyrody, dla przełożonych, dla starszych od siebie. Ja jednak wciąż o nich pamiętam, bo to był ważny element mojego dzieciństwa i mojej młodości. W pamięci pozostały mi używane przez nich określenia np. że „sosna z niebem gada", a „dąb lubi rosnąć w kożuchu ale bez czapki" i że „najważniejsze to nie wpuszczać wiatru do boru". Las, który zawsze mnie pociągał trwa nadal. Trwa również moja miłość do lasu, choć nie zawsze było w nim tak jakbym chciała. Wielką przykrość sprawiały mi pożary i inne klęski, które nawiedzały moje leśnictwo. Do dziś pamiętam daty ważniejszych z nich.

Mimo, że często było ciężko, że wracałam do domu zmęczona, że nie zawsze umiałam się zgodzić z pewnymi rzeczami, nigdy nie żałowałam, że zostałam leśnikiem. Patrząc z perspektywy trzydziestu dwóch lat przepracowanych w lesie uważam, że miałam szczęście pracując tak jak wymarzyłam sobie w dzieciństwie. Wiem, że na zawsze zachowam w pamięci „swój las".